Aż trudno sobie wyobrazić, że kiedyś w Zabielu i okolicy tytoń nie był uprawiany. Ale to było dawno. Przed wojną. Rękę na pulsie trzymał wtedy Państwowy Monopol Tytoniowy i w naszych okolicach nie było zgody na jego uprawę.
Po wojnie było tak samo. Na uprawę tytoniu potrzebna była decyzja rządu. I taka decyzja wreszcie zapadła. A było to pewnie na posiedzeniu KC PZPR. Zabielska historia tytoniu sięga początków lat siedemdziesiątych. Wtedy nieśmiało zaczęły powstawać pierwsze plantacje. Nieduże: 10 ary, 20 ary.
Początkowo był to gorszy tytoń zwany machorką lub tabaką. Wysiewało się go w inspekcie. Jak kapustę. Gdy podrósł na 10 cm roślinki przesadzało się o na pole. I zaczynała się cała zabawa. Trzeba było pielić. Co dwa tygodnie. Podsypywać nawozem. Zrywać pędy czyli odrosty pomiędzy główną łodygą i liśćmi . Gdzieś tak w połowie lipca a może wcześniej można było zrywać dolne liście. Nastepnie zrywano liście środkowe. Potem, to już we wrześniu lub październiku ostatnie liście z czubków. Na początku każdy liść trzeba było naciąć z boku na łodydze i tym nacięciem założyć na sznurek. Najlepiej półtorametrowy. Gdy liści na sznurek założono około 50-60, w zależności od ich grubości tak przygotowany sznur machorki wieszało się najlepiej na płocie, albo bardzo dobrze na ścianie zewnętrznej stodoły drewnianej. Tytoń sechł.
Tak ze cztery tygodnie. Wszystkie zabudowania i płoty na wsi były obwieszone sznurami tytoniu. Gdy powisiał ze cztery tygodnie i liście otrzymały żółty kolor, albo najlepiej w zależności od pogody, brązowy sznury przenoszono do wnętrza stodół i wieszano pod strzechą między krokwiami. Tak wisiał do grudnia lub stycznia. Pozbywając się resztek wody. Wtedy trzeba było zebrać go w wiązki po dwadzieścia, trzydzieści liści w kupie podobnej wielkości. Takie wiązki składano w tzw. ciuchy i wieziono do punktu skupu. Uff. Ale było roboty.
Jeżeli jeszcze udało się przekonać Pana ze skupu, że tytoń jest na pierwszą klasę, najlepiej płatną, to dopiero była radość całej rodziny. Przy tytoniu pracowali wszyscy. Staruszkowie i staruszki którym przynoszono liście i zakładali je na sznury (gdy mieli kłopoty z chodzeniem). Dzieci od chwili gdy nauczyły się chodzić mogły pracować przy pieleniu, i pielęgnowaniu oraz nawłóczeniu liści. I dorośli przy cięższych pracach np. budowa inspektu, wysianie nasion, przesadzanie rozsady. Wraz z postępem czasu zmieniała się i technologia produkcji. Zamiast machorki (najgorszy rodzaj tytoniu) pojawiły się szlachetniejsze gatunki , jakieś amerykany, Wirginie. Już nie nacinano liści tylko do sznurków doczepiono 15-20 cm iglice metalowe i poprzez nie nawłóczono łodygi liści na sznur. Potem i to się zmieniło. Zamiast sznurka zaczęto stosować drut metalowy. Huta Katowice miała zbyt. Zwiększał się areał upraw. Ściany stodół, obór i powierzchnie płotów nie starczały już na coraz większą ilość sznurów z tytoniem. W rejonie plantacji zaczęto budować powietrzne suszarnie. Wysokie na cztery rzędy sznurów, szerokie na dwie części, długie w zależności od wielkości pola, kryte strzechą.
Tytoń wisiał tam dwa, trzy miesiące albo i dłużej. Dopiero na końcowy etap dosuszania był przenoszony pod dach stodoły lub obory. Ale i to nie koniec postępu technologicznego. Zaczęto budować suszarnie ogniowe. Pomieszczenie murowane w stylu kurnika, ale wkopane w ziemie na głębokość około 1 metra. Na dole piec z oddzielnym wejściem. Od pieca metalowe rury o średnicy 15-20 cm w kształcie wężownicy rozmieszczone na całej podłodze i prowadzące do komina. Powyżej wieszano druty lub sznury z przeschniętym już wstępnie tytoniem. I palono w piecu. Najlepiej drewnem. Przez trzy lub cztery dni. Temperatura dochodziła do 60 stopni. Było to już w końcu sierpnia.
Po takiej ogniowej próbie tytoń przez trzy dni musiał odtajać i wtedy wiązano go w wiązki. Ustalano termin skupu, ciuchowano i odstawiano do skupu. Czas dzieci w wakacje był podzielony na dwa etapy. Praca i zabawa. Pracy niestety zawsze było więcej. I nigdy się nie kończyła. Ale była to wspólna praca. Całą rodziną. I niespecjalnie wtedy przejmowano się przepisami BHP. Takie były czasy. Wszyscy producenci tytoniu w okolicy byli jak się okazało członkami Augustowskiej Spółdzielni Tytoniu. A potem był 1989 rok i zaczął się kapitalizm i wolny rynek. Tytoń zniknął z Zabiela jak i innych okolicznych wsi. Ale to już inna bajka.